1 września 850 roku
Przyglądałem się szkoleniu 104 korpusu kadetów, by móc wstępnie wyłonić przyszłych członków Mojego Oddziału. Póki co wszyscy wyglądali na przerażoną karmę, no, może z paroma wyjątkami. Keith jak zawsze sprawiał wrażenie przerażającego tyrana.Cóż, taka była jego rola i odgrywał ją znakomicie. W rzeczywistości był jednak całkiem sympatycznym gościem, lubiącym dramaty, tragedie i romanse, mimo to jest doskonałym żołnierzem, bezwzględnie wykonującym rozkazy. I tego ma nauczyć tą porcję mięcha dla Tytanów.
"Oho, zaczyna się"- pomyślałem, gdy podszedł do dziewczyny, trzymającej w dłoni coś przypominającego piłkę. Z miejsca w którym się znajdowałem ciężko było mi określić czym był owy okrągły kształt, jednak po wysłuchaniu serii przekleństw jej przełożonego zdołałem się domyślić, że ta gówniara ukradła ziemniaka! Miałem wrażenie, że moje policzki poczerwieniały ze złości. Myślicie pewnie- "Ziemniak? Pff, ludzie kradną dużo cenniejsze rzeczy i jakoś nikt się tym specjalnie nie przejmuje". No tak, macie rację. Tyle że nie mówimy tu o pierwszym lepszym człowieku, a o kandydacie na żołnierza! Nie bez powodu hasłem Odziału Stacjonarnego jest "For Order and Peace" a Zwiadowczego "For the Glory of Humanity". MY mamy być nadzieją ludzkości! MY mamy stać na straży prawa! Jeśli nie może uszanować najprostszych zasad moralnych, co się stanie, gdy będzie miała wymierzać sprawiedliwość? Gdy tylko na nią patrzyłem czułem wstręt. Hmm.. to dopiero początek, może następny dzieciak powie coś oryginalnego..?
Następną godzinę przysłuchiwałem się odpowiedzią na pytania typu: "Co tu robisz?", "Po co tu jesteś?". Większość odpowiadała coś w stylu " Dla majestatu króla" albo "By przyczynić się do zwycięstwa Ludzkości"- mimo, że brzmiało szczerze ,to tekst mało oryginalny. Nieliczni przyznawali się do chęci życia w Wewnętrznym Mieście, co równało się ambicjom dostania do Żandarmerii. Im dłużej słuchałem tych tłumaczeń tym bardziej się załamywałem. Te dzieciaki nic nie wiedzą. Nie są świadome jak ogromną przewagę nad Ludźmi mają Tytani. "Jestem tu po to, Sir, by wymordować wszystkich Tytanów i przywrócić Godność Ludzkości"- gadaj zdrów! Tacy ponoć smakują najlepiej.
Wieczorem, po uświadomieniu sobie, że jeżeli Keith zawali, i nie wychowa ich jak trzeba, to cała rasa ludzka jest w czarnej dupie, musiałem złożyć raport mojemu Dowódcy.
Po tym jak pojawiłem się w jego biurze, burcząc coś o ambitnej karmie dla Tytanów, kazał mi zostać jeszcze na chwilę. Nigdy nie odmówiłem wykonania jego rozkazu, tak było i tym razem. Posłusznie usiadłem i czekałem na to, co miał mi do przekazania Erwin.
- Zatrzymałem Cię po to, aby zasięgnąć rady- wyraz mojej twarzy nie zmienił się w najmniejszym calu, mimo mojego zdziwienia. Pokiwał głową i kontynuował- Jak wiesz, śmiertelność naszych misji wynosi zawsze minimum 30% żołnierzy. To 30% często podnosi się do nawet 50%. Te dane niepokoją mojego zwierzchnika, Wszech Kapitana Dallisa Zacklaya. Jako Głównodowodzący Korpusu Zwiadowczego dostałem rozkaz zmniejszenia liczby śmiertelności do niezbędnego minimum. Analizowałem wszelkie możliwe rozwiązania tego problemu, jednak jedyne jakie wydaje mi się sensowne, to solidne przeszkolenie, pod kątem bezpośredniej walki z Tytanami. Nie oszukujmy się ale mimo, że Keith Shadis jest doskonałym instruktorem, to nawet On nie jest w stanie poukładać tych dzieci do końca. Więc mój plan wygląda następująco: Po podstawowym przeszkoleniu, i wyborze przez Kadeta Oddziału Zwiadowczego, dostanie się On pod skrzydła mentora, będą to najlepsi z najlepszych Zwiadowców, między innymi Ty, Ja, Hanji, Petra Ral. Erd Gin i jeszcze kilku innych wybranych przeze mnie.Chciałbym dowiedzieć się co Ty o tym myślisz?
- Widzę, że naprawdę wybrałeś najlepszych. Według mnie, jeśli program treningowy będzie odpowiednio wymagający, Twój plan może się powieść. Powiedz tylko od kiedy zaczynamy.
- Od razu po ukończeniu przez 104 Oddziału Kadetów podstawowego szkolenia.
'To Ci idioci" pomyślałem, po czym podziękowałem za informację, zasalutowałem i wyszedłem. W drodze do mieszkania myślałem jak będzie to kłopotliwe i niewdzięczne zajęcie. Westchnąłem ciężko przekręcając klucz w zamku. We wnętrzu panowała przyjemna ,świeża atmosfera.Wziąłem szybki prysznic, od razu kładąc się do łóżka i śniąc słodkie sny o mordowaniu tych tępych i wielkich antagonistów...
/Dochodzę do wniosku, ze te moje rozdzialiki coś strasznie krótkie x3 Następnym razem postaram się to naprawić :) Branoc/
piątek, 18 lipca 2014
czwartek, 3 lipca 2014
Prolog
-Kapralu uważaj!!
To ostatnie co pamiętam z 45 wyprawy poza mury.
Potem nic…
Cisza…
Ciemność…
Takie …błogie uczucia, ciepło, dobro, zobaczyłem swoją
rodzinę w oddali, matka pomachała do
mnie a młodszy brat biegł w moją stronę z zamiarem rzucenia się mi na szyję. Nagle
coś mnie stamtąd wyrwało, wstrząs jakby… a potem znowu błogi spokój … Gdy
zacząłem odzyskiwać przytomność, blado-niebieskie światło oślepiło mnie na
chwilę, i poczułem przenikający ból skroni. Wokół mnie panował gwar, a w
powietrzu unosił się silny zapach kreoliny .Widziałem tylko rozmazane postaci
nachylające się nade mną, chyba coś mówiły ,ale nie wiem co. Nagle wszystko
sobie przypomniałem! Wspomnienia uderzyły mnie niczym fala. Przypomniałem sobie
Erena w ręce jednego z tych obrzydliwych potworów. Moje serce zaczęło bić trzy
razy szybciej i całkowicie straciłem panowanie nad sobą. Zabiłem wszystkich
tytanów na swojej drodze, oczywiście bez problemu uratowałem tę uroczą ofiarę
losu, ale w letargu zapomniałem o swoich ludzkich, żałosnych ograniczeniach-
mianowicie skończył mi się gaz, a ostrza wyłamały. Pierwszy raz w moim życiu obezwładnił
mnie strach, gdy zobaczyłem zbliżające się pięciometrowe monstrum. Chwyciło
mnie W swoje ogromne łapska, i ścisnęło tak mocno, że straciłem dech a sekundy
potem przytomność. Potem pamiętam tylko przebłyski. Ktoś powalił bestię i
podbiegł do mnie, coś krzyczał, szarpał za ramiona, potem jakiś kawałek gdzie
byłem niesiony przez ową dobroduszną istotę, no… a potem obudziłem się tutaj- w
pomieszczeniu gdzie sterylna biel oślepiała, a ludzie biegali jak poparzeni.
Moja zdolność oceny sytuacji była trochę zaburzona, po tym, co się stało, ale
doszedłem do wniosku, że znajduję się w szpitalu. Próbowałem się podnieść do
siadu, ale gdy tylko spróbowałem napiąć mięśnie, by tego dokonać poczułem
ostry, kłujący ból w klatce piersiowej. No tak, pewnie połamał mi żebra.
Przekląłem potwora w myślach i zrezygnowałem z prób poruszania się. Potem
zaczęły docierać do mnie pojedyncze dźwięki, najpierw ciche szumy, które
następnie przerodziły się w ogłuszający bełkot. Nad moim łóżkiem stały co
najmniej 4 osoby, mianowicie Hanji, Erwin, pielęgniarka i jakaś drobna blondynka
z żandarmerii.
- Panie doktorze! Mamy kaprala z powrotem wśród żywych-
Wtedy uświadomiłem sobie, że to co kojące miejsce wcześniej, po utracie
przytomności, musiało być moją wyobraźnią, a stan w jakim się znajdowałem-
śmiercią kliniczną. Popatrzyłem po znajomych twarzach szczerze uśmiechających
się do mnie…
-Nie strasz nas tak więcej, Levi- Odezwał się Erwin.
-Narobiłeś nam niezłego stracha- zaśmiała się Hanji. Mimo,
że nie okazywałem tego bardzo ją lubiłem, niepoprawna optymistka. Uśmiechnąłem
się w myślach po czym przyjrzałem się blondynce stojącej ciut dalej niż moi
kompani. Erwin zauważył to i pośpieszył
z wyjaśnieniem:
-To Annie-dziewczyna zasalutowała- Ona Cię uratowała!
Kiwnąłem głową, na znak podziękowania, jako że niespecjalnie mogłem się ruszać
ani mówić. Uśmiechnęła się sztucznie, po czym stwierdziła, że musi zdać raport
z liczby zgonów i rannych podczas tej misji, zasalutowała i wyszła. Mi
natomiast zapaliła się czerwona lampka w głowie, ale nie wiedziałem czego
dotyczyła….
- Erwin, powiedz, jak wypadła wyprawa?
- No cóż, cel został osiągnięty, założyliśmy bazę. Lecz traciliśmy
mnóstwo kadetów.- odpowiedział dowódca.
-EREN!- Niemal odruchowo podniosłem się i natychmiast tego pożałowałem,
ból jaki poczułem był nie do zniesienia, nie mogłem oddychać przez kilka
sekund, mimo to nadal nie wiedziałem co stało się z tym dzieciakiem. Hanji,
Erwin i w sumie wszyscy w Sali popatrzyli
na mnie jak na wariata- fakt, może dlatego, że nigdy się o nikogo nie troszczyłem.
-Nic mu nie jest, lekarze utrzymują go w śpiączce farmaceutycznej.
Za kilka dni mają go wybudzać.
Uff, poczułem niesamowite szczęście! NIC MU NIE JEST! CAŁY I
ZDROWY SMACZNIE ŚPI POD OKIEM SPECJALISTÓW. Nie macie pojęcia jakie to uczucie,
gdy ukochana osoba jest bezpieczna. Chcecie dowiedzieć się w jaki sposób ten
uparty gówniarz, zrobił ze mnie taką ciepłą kluchę? Cóż, w takim razie do usłyszenia, żołnierzu.
/ Takie coś... nie krzyczcie nie bijcie OwO rozdziały będą pisane raczej w formie takiego dziennika/ pamiętnika... ogółem wspomnień Leviego... DO NASTĘPNEGO/
Subskrybuj:
Posty (Atom)