2 października 854 roku
Nadszedł TEN dzień.
Dzień, w którym z elitarnego żołnierza zostałem niańką. Nikt nie spodziewał
się, że do zwiadowców dołączy aż tylu kadetów! Powariowały te bachory, czy co?!
Eh.. wdech, wydech, wdech, wydech... Tak więc, w normalnych okolicznościach Oddział
Zwiadowczy zyskiwał od 20 do góra 40 żołnierzy. NIKT nie mógł przewidzieć, że
tym razem przybędzie nas ponad 100! Nawet Erwin był zaskoczony. Było 10
'opiekunów'/mentorów'/!NIANIEK! czy jak nas chcecie nazywać, co zaskutkowało
tym, że mam być odpowiedzialny za dziesięć młodych, głupich, rozbrykanych,
małp. Mam z nich zrobić żołnierzy, takich, którzy nie dość, że nie dadzą się
zjeść ,to jeszcze będą do czegokolwiek użyteczni. GOD, WHY?! Ale postanowiłem
wziąć się w garść, mogę liczyć jedynie na to, że moi podopieczni, nie będą
kompletnymi idiotami. Cóż wszytko miało się rozstrzygnąć następnego dnia.
Po wstępnej pogadance
Erwina mieliśmy zapoznać się z świeżo-upieczonymi żołnierzami i
'delikatnie'<już to widzę xD dop. autorka> rozpocząć trening . Wręczono mi
listę dziesięciu nazwisk. Okazało się, że dostałem pięciu z pierwszej
dziesiątki i pięciu, którzy ledwo zdali... Później dowiedziałem się, że Hanji
dostała taką samą drużynę. Mam to traktować jako wyzwanie? Dowódca twierdzi, że
to ma pomóc w wyrównaniu poziomu, więc skoro On tak mówi, to coś w tym musi
być. Na mojej liście byli: Conny
Springer, Sasha Braus, Jean Kirschteina, Eren
Jaeger, Christa Renz- elitarna piątka i Mason Smith, Lea Martin, Hugo
Alonso, Alessia Caruso, Olivia Willson.
Po postanowieniu, że nie zabije ich pierwszego dnia, wyszedłem z Głównej
Siedziby na plac treningowy, gdzie czekało na mnie dziesięć ustawionych w
równiutkim szeregu, w ślicznie uprasowanych przez mamusie mundurkach (chyba
ktoś ich uprzedził, kto będzie ich przełożonym) porcji żarcia
dla tytanów. Po moim szkoleniu już tacy nie będą. Stanąłem przed nimi i
rozpocząłem wyczytywanie nazwisk z mojej magicznej listy, na wejściu
zauważyłem, że jest o jednego za dużo, cóż okaże się.
-Po wyczytaniu przeze mnie ,waszego nazwiska ,wychodzicie przed
szereg wykrzykujecie swoje pochodzenie, wiek, imię i numer
w rankingu. Czy wszyscy zrozumieli?
-Tak jest, Kapralu! <haj hejczole xD dop. autorka>
-W porządku więc,... Willson!
- Olivia Wilson! Lat 18! Pochodzenie Trost! numer 486, Sir!- Wykrzyczała
ledwie słyszalnym głosem drobniuteńka szatynka. W ogóle nie wyglądała na te
swoje 17 lat. Co Ona tu robi? Eh.. no dobrze.. Dalej.
-Alonso!
- Hugo Alonso! Lat 19! Pochodzenie Stohess! Numer 500!- tym razem
zobaczyłem spasionego jak świnia, chłopczyka o buzi dziecka... Ja
pierdole...
Reszta poszła gładko. Był jeden dzieciak z Shinganshiny. Mało tego,
skądś gnoja kojarzę! Ale skąd-to pozostaje dla mnie zagadką. Cóż, pewnie
mi się wydaje. Po sprawdzeniu całej listy popatrzyłem na
dziewczynę, której nie wyczytałem. Miała czarne, proste włosy do ramion,
jasno-żółtą cerę i skośne, czarne oczy. Wyglądała dość niepozornie, ją też
kojarzę... cholera... amnestia mnie dopada... starość nie radość. Mimo wszystko
musiałem dowiedzieć się czy to ja mam jakieś błędne dane, czy to Ona jest tak
arogancka, żeby przebywać w nie swojej drużynie.
-Ty, tam! Koło tego grubaska, wystąp żołnierzu! -zrobiła krok przed
szereg i zasalutowała- Jak się nazywasz i dlaczego nie mam Cię na liście?-
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Mikasa Ackermann! Lat 19! Dystrykt Shingamshima! Numer 1!- O w mordę
już wiem, skąd Ją znam.
-No tak... już wiem kim jesteś, również wiele o tobie słyszałem.
Ale to, w dalszym ciągu nie wyjaśnia co tu robisz- zostałbym poinformowany
jeśli miałbym szkolić najlepszego Kadeta ze 104 Oddziału Treningowego.
- Bo ja... -zająknęła się- Jestem tu po to, żeby chronić ważną dla mnie
osobę!- Ciekawe... W pierwszej chwili pomyślałem, że chodzi o tą drobną
szatynkę, Olivie, ale zaraz wybiłem to sobie z głowy. Gdzie Shinganshina a
gdzie Trost!
- Ciekawe- mruknąłem pod nosem, może być najlepsza, ale to nie
daje jej prawa do niestosowania się do rozkazów!- A kim jest ta 'Ważna
osoba"?
- Eren Yeager, Sir! - Teraz to już zbiła mnie z tropu. Hmm spojrzałem w
notatki i faktycznie pochodzą z jednego dystryktu, do tego w historii Erena
jest wspomniane, że ocalił Mikasę, którą potem jego ojciec przygarnął.
Dorastali razem... Hmm co zrobić...
- Ackermann! 500 pompek! To oduczy Cię niestosowania się do rozkazów
przełożonych. A wy patrzcie, to czeka każdego kto sprzeciwi się rozkazom. Od
dziś rozkazy są dla was jak Amen w pacierzu- Młoda jak gdyby nigdy
nic wykonała 500 pompek w godzinę! Nawet mnie tym zdziwiła. Po godzinie stania
w upale i liczenia jej pompek, odczuwałem chęć mordu i niebywały smród.
Rozkazałem mojej drużynie przebrać się w strój do ćwiczeń. Mikasę zaciągnąłem
do Hanji.
-Hej- rzuciłem do Zoe- Nie brakuje Ci kogoś?- Jak ma w zwyczaju ta
wariatka, najpierw się wyszczerzyła po czym odpowiedziała.
- Nom, brakuje, brakuje.... jednej osoby, która zdaje się stoi za tobą-
Dziewczyna zasalutowała i czekała co nastąpi.
-A teraz wyjaśnij swojej- nierozgarniętej - przełożonej, gdzie byłaś
ponad dwie godziny. Ja umywam ręce.- Odwróciłem się na pięcie i już miałem
ruszyć, gdy poczułem, że ktoś trzyma mnie za przegub. Nie odwracając głowy
sapnąłem- Czego??
- Kapralu, proszę na Niego uważać. Jego rodzice nazywali się Carla i
Grisha Yeager, ufam, że rozumie Pan. Poza tym jest jedyną osobą na świecie,
która mi pozostała- jej głos zaczął się załamywać, a ja pozostawiając ją ma
łaskę lub niełaskę Hanji, wróciłem do swojej drużyny. Stali już wszyscy
ustawieni w szeregu czekając na mnie.
- Dobrze, przejdziecie teraz serię testów, głównie sprawnościowych, lecz
nie tylko, tak żebym mógł opracować dla was schemat treningu, który pozwoli wam
stać się kimś więcej, niż karmą dla tytanów.
Na owych testach minął nam cały dzień. Doszedłem do wniosku, że nie są
tacy najgorsi. Najlepsza piątka nie była snobistyczną ,kupą mięcha ale
całkiem rozgarniętą, sprawną młodzieżą, natomiast pozostali nadrabiali
intelektem i innymi umiejętnościami. Pod koniec tego dnia pokazałem im Kwaterę
Główną, podkreślając, że dla nich najważniejsza jest siłownia, basen i
biblioteka. Przedstawiłem również schemat dnia podczas szkolenia. Wyglądał on
mniej więcej tak: 5;30 pobudka i pół godziny na toaletę poranną, zaznaczając,
że jeżeli ktoś przyjdzie brudny,spocony czy śmierdzący, będzie sprzątał
stajnie. 6:00 zbiórka, rozgrzewka i poranne ćwiczenia na koszarach. 7:00 śniadanie;
9:00-14:00 trening; 15:00 obiad; 17:00- 18:00- zajęcia teoretyczne. Tak rysował
się mój grafik przez najbliższy rok, od poniedziałku do soboty. Ale nie
widziałem tego w czarnych barwach, wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że te
dzieci mogą coś zmienić.
Po wszystkim podziękowałem im za zaangażowanie i odprawiłem do
domów, mnie natomiast czekała jeszcze sterta papierkowej roboty, którą Erwin
zażyczył sobie u siebie na biurku po śniadaniu. Eh... Szanuję go jak mało kogo,
ale czasami i tak jest irytujący. Po powrocie do mieszkania pierwsze co
zrobiłem, to pozbyłem się góry munduru, jest tak brudna, że potrzebuje
natychmiastowego prania i musi wyschnąć do jutra. Po wzięciu prysznica i
wyczyszczenia munduru, zabrałem się za znienawidzone przez mnie dokumenty. Były
to głównie raporty, wstępne schematy treningów, wyniki, bilanse, opisy członków
drużyny, no masa, masa nikomu nie potrzebnych danych. Ale co ja mogę? Pan każe
,sługa musi. Skończyłem koło 2 w nocy... Miałem przed sobą aż całe 3 godziny
snu. Nie tracąc ani minuty, zakopałem się pod kołdrą i odpłynąłem do krainy
snów.
/Mam nadzieję, że Hejczoł nie jest za mało Liwajowaty... No cóż, ja skończyłam przed 3 ale przynajmniej nie muszę wstawać o 5 jak nasz Levi. Dobranoc misiaki ;> /
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz